Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy juz pod domem Brodego.Wbiegłam do domu jak torpeda.
-Gdzie on jest ?- krzyknęłam na cały regulator
-Tu-Brody trzymał na rękach mojego maluszka
-Ojj,moje biedactwo-wzięłam delikatnie na ręce synka
-Kim ,wytłumaczysz mi to ? Nic nie kumam
-To jej dziecko-wtrącił się Jack,który stał za moimi plecami
-Umiem mówić -odezwałam się jak zwykle do niego..złośliwie -Brody,wszystko ci wyjaśnię ,ale nie teraz-lekko uśmiechnęłam się do przyjaciela i cmoknęłam w policzek -Dziękuję
Brody był zmieszany,chyba nadal nie docierało do niego,że ja jestem mamą...wogóle tego nie pojmował.
-Odwieziesz mnie,znaczy nas-zerknęłam na moje dzieciątko-do domu ?
-Kim,daj spokój,i tak jade w tamtym kierunku,podrzuce was -powiedział Anderson
-Nie przemęczaj się-zerknęłam na Brodiego-to jak,odwieziesz?
Brody potaknął głową -tylko wezmę kurtkę-oznajmił i poleciał na górę,po daną część garderoby.
W tym samym czasie,ja,zajmowałam się moim synkiem
-Jak ma na imię?-zagadał Jack
-James-odpowiedziałam na zadane mi pytanie i śledziłam wzrokiem,schody,czekając na Brodego
-Ładnie-bruknął Anderson
-Taaa...nie uważasz,że nasza rozmowa nie ma sensu?
-Nic nie ma sensu-odchrząknął .Czułam się lekko zakłopotana jego obecnością,najchętniej wyprosiłabym go,jednak to nie mój dom...
-Słuchaj Jack...wróciłam,nie dlatego ,że było mi źle z Lukiem...wróciłam z nadzieją,że Ty fajny,dowcipny,niezależny,a zarazem miły i kochany chłopak,jesteś tu no i czekasz na mnie,może i jestem głupia,oczekując tego,ale kogo tu zastałam? Ochydnego,obleśnego playboya,który
-Spójrz lepiej na siebie-przerwał mi Jack
-Masz rację...mając 19 lat wylądowałam z niczym,tylko z dzieckiem i jego psychicznie chorym ojcem...ale mi przynajmniej nie można zarzucić,że zniszczyłam komuś życie -zauważyłam ,że Brody stoi już gotowy przy drzwiach i przysłuje się moim słowom...zmieszana wyszłam z domu wraz z Jamesem i wsiedliśmy do auta . Po paru sekundach za kierownicą zasiadł Brody:
-Może Jack się opamięta,po tym co mu powiedziałaś...łał...mnie by zakuło serce
-O ile posiada jeszcze serce-rzuciłam ,po czym zapadła niezręczna cisza.Przerwał ją telefon z ośrodka psychiatrycznego
-Hallo?-rozpoczęłam rozmowę
-Witamy,dzwonimy z ośrodka,w którym bodajże rok temu pani partner był leczony i przerwał terapię z niewiadomych przyczyn.W dniu dzisiejszym zgłosił się do nas i dobrowolnie oddał leczeniu
-Ojejku,to wspaniale,ale my już nie jesteśmy razem i nie wiem dlaczego pani mnie o tym zawiadamia?
-Gdyż pan Benward kazał poinformować właśnie panią wrazie jakiegokolwiek wypadku-kontynuowała kobieta
-Wypadku?
-Niestety,pan Luke przedawkował leki...robiliśmy co w naszej mocy,ale nie dało się go uratować...-Nie słuchałam już co ,,ona'' mówi,komórka opadła na siedzenie,a ja poczułam ukłócie w sercu,żal...powinnam się cieszyć,powinnam...jednak zniszczyłam komuś życie,całkowicie go życia pozbawiając...
No i tadam <33 Taki smutny trochę..no ale tak musiałam :D
Chciałam poinformować,że historyjka na tym blogu zakończy się na 30 rozdziale ,bo nie chce z tego zrobić operę mydlaną...coś się kończy,a coś zaczyna...więc,będzie nowy blog <33
Dziękuję za przemiłe komentarze od Was <33
AAAAAAAAAAa ;D Super :D A ta notka od Cb ... JA wieeeem co ty knujesz kochanie<33 Haha!^^ Blog o ... TYCH! z dentystą na czele! <3 Aaaa :D Blog będzie genialny, ale szkoda, że kończysz tego ;( Bo fajnie pisałaś:* Ale .. Jak powiedziałaś, nie smucę się, bo będzie new blog <333 Aa ;3 Rusherki górą!<3
OdpowiedzUsuńSzkoda że chcesz zakończyć tego bloga bo jest boski :* Co do rozdziału to też boski czekam na nowy xD :D:*
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :) faktycznie szkoda że kończysz tego bloga,ale moze next bd o wiele lepszy ;)
OdpowiedzUsuńCzad rozdział ;* już myślałam, że kończysz z pisaniem :O super, że bd new blog :D lov u ! <33 czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuń