Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy juz pod domem Brodego.Wbiegłam do domu jak torpeda.
-Gdzie on jest ?- krzyknęłam na cały regulator
-Tu-Brody trzymał na rękach mojego maluszka
-Ojj,moje biedactwo-wzięłam delikatnie na ręce synka
-Kim ,wytłumaczysz mi to ? Nic nie kumam
-To jej dziecko-wtrącił się Jack,który stał za moimi plecami
-Umiem mówić -odezwałam się jak zwykle do niego..złośliwie -Brody,wszystko ci wyjaśnię ,ale nie teraz-lekko uśmiechnęłam się do przyjaciela i cmoknęłam w policzek -Dziękuję
Brody był zmieszany,chyba nadal nie docierało do niego,że ja jestem mamą...wogóle tego nie pojmował.
-Odwieziesz mnie,znaczy nas-zerknęłam na moje dzieciątko-do domu ?
-Kim,daj spokój,i tak jade w tamtym kierunku,podrzuce was -powiedział Anderson
-Nie przemęczaj się-zerknęłam na Brodiego-to jak,odwieziesz?
Brody potaknął głową -tylko wezmę kurtkę-oznajmił i poleciał na górę,po daną część garderoby.
W tym samym czasie,ja,zajmowałam się moim synkiem
-Jak ma na imię?-zagadał Jack
-James-odpowiedziałam na zadane mi pytanie i śledziłam wzrokiem,schody,czekając na Brodego
-Ładnie-bruknął Anderson
-Taaa...nie uważasz,że nasza rozmowa nie ma sensu?
-Nic nie ma sensu-odchrząknął .Czułam się lekko zakłopotana jego obecnością,najchętniej wyprosiłabym go,jednak to nie mój dom...
-Słuchaj Jack...wróciłam,nie dlatego ,że było mi źle z Lukiem...wróciłam z nadzieją,że Ty fajny,dowcipny,niezależny,a zarazem miły i kochany chłopak,jesteś tu no i czekasz na mnie,może i jestem głupia,oczekując tego,ale kogo tu zastałam? Ochydnego,obleśnego playboya,który
-Spójrz lepiej na siebie-przerwał mi Jack
-Masz rację...mając 19 lat wylądowałam z niczym,tylko z dzieckiem i jego psychicznie chorym ojcem...ale mi przynajmniej nie można zarzucić,że zniszczyłam komuś życie -zauważyłam ,że Brody stoi już gotowy przy drzwiach i przysłuje się moim słowom...zmieszana wyszłam z domu wraz z Jamesem i wsiedliśmy do auta . Po paru sekundach za kierownicą zasiadł Brody:
-Może Jack się opamięta,po tym co mu powiedziałaś...łał...mnie by zakuło serce
-O ile posiada jeszcze serce-rzuciłam ,po czym zapadła niezręczna cisza.Przerwał ją telefon z ośrodka psychiatrycznego
-Hallo?-rozpoczęłam rozmowę
-Witamy,dzwonimy z ośrodka,w którym bodajże rok temu pani partner był leczony i przerwał terapię z niewiadomych przyczyn.W dniu dzisiejszym zgłosił się do nas i dobrowolnie oddał leczeniu
-Ojejku,to wspaniale,ale my już nie jesteśmy razem i nie wiem dlaczego pani mnie o tym zawiadamia?
-Gdyż pan Benward kazał poinformować właśnie panią wrazie jakiegokolwiek wypadku-kontynuowała kobieta
-Wypadku?
-Niestety,pan Luke przedawkował leki...robiliśmy co w naszej mocy,ale nie dało się go uratować...-Nie słuchałam już co ,,ona'' mówi,komórka opadła na siedzenie,a ja poczułam ukłócie w sercu,żal...powinnam się cieszyć,powinnam...jednak zniszczyłam komuś życie,całkowicie go życia pozbawiając...
No i tadam <33 Taki smutny trochę..no ale tak musiałam :D
Chciałam poinformować,że historyjka na tym blogu zakończy się na 30 rozdziale ,bo nie chce z tego zrobić operę mydlaną...coś się kończy,a coś zaczyna...więc,będzie nowy blog <33
Dziękuję za przemiłe komentarze od Was <33
niedziela, 30 grudnia 2012
wtorek, 25 grudnia 2012
25 rozdział
Po około 2 godzinach czekania Jack wyszedł ze szkoły ... oczywiście nie sam,w towarzystwie jakiegoś plastiku....Anderson nigdy nie był święty,ale to co robi teraz to przechodzi ludzkie granice...wiem,sama nie jestem idealna,mam wady sporo nawet...
-Wreszcie cie odnalazłem-ktoś chwycił mnie za nadgarstek
-Luke?Jak ty , jak mnie znalazłeś?-mimo starania,mój głos drżał...ze strachu
-Nie myślałaś,że mi uciekniesz chyba? Pogadamy potem,wsiadaj-wskazał na auto...Luke od pewnego czasu stał się rozpoznawalny i to bardzo...więc koło nas zebrał się spory tłum uczniów,no a mój eks zaczął poniżać mnie jeszcze bardziej-Crauford głucha żeś?! Wsiadaj...migiem,bo będziesz za mną jechać na rowerku
Twarda,ostra,mocna...takie określenia nazywały mnie,Kim...a teraz...wszystko jest inne,gorsze...muszę robić,co każe Benward (Luke)....czemu? Wyjaśnię,potem...
-Ej koleś wyluzuj-w mojej obronie stanął Jack
-Nie wtrącaj się,bo -spojrzał na mnie-Kimuś bo wiesz co?
Potaknęłam delikatnie głową...ludzie rozeszli się,bodajże uznali,że to prywatna sprawa,został Jack
-Luke oddaj mi go,błagam,zrobie wszystko ,tylko mi go oddaj-płakałam,pewnie zastanawiacie się kogo ma mi oddać...
-Zrobisz wszystko...hmm...okej-mrugnął do mnie i wsiadł do auta...odjechał
Otarłam łzy i spojrzałam na Jacka
-Coo? Jesteś taki sam...chłopacy zasrani...tylko jedno wam w głowie
-Co ma ci oddać?-Andersona chyba bardzo to zaciekawiło,bo olał moje dogryzki
-Syna,Jack...ma mi oddać moje dziecko-schowałam głowe w dłonie
-Masz dziecko ?!
-Słyszałeś,głuchy nie jesteś...ma 6 miesięcy,a nie widziałam mojego dzieciątka od 3 miechów,bo Luke mi je zabrał...ukrył,schował...jest chory na głowe,nie chce się leczyć...boję się ,że je skrzywdził...Jack pomóż mi-mój wyraz twarzy ,wołał o pomoc
-Kim,przykro mi,że cię to spotkało,na pewno wszystko się ułoży
-Zaraz,zaraz,nie pomożesz mi?
-To nie moja sprawa,zrozum
-Spieprzaj...Poradzę sobie sama...Proszę cię tylko o jedno...pomóż Elenie,nie bądź dupkiem-usłyszałam sygnał dzwoniącego telefonu -Hallo?-odebrałam
-Kim,jakiś facet podrzucił mi dziecko pod dom,mówiąc,że to twoje,o co chodzi?
-Oo Brody,kocham cię-nie umiałam ukryć zadowolenia-zaraz tam będę-Nie patrząc na Jacka rzuciłam-Podwieź mnie pod dom Brodego,chyba tyle możesz dla mnie zrobić?
-Mogę,wsiadaj-szepnął cicho,lecz wyraźnie...
No to na tyle...nadal nie jaram się już Kick'iem,ale uwielbiam pisać te rozdziały,dla samej siebie...bo bloga czyta mało osób...bardzo mało...komentuje jeszcze mniej...wiem,że piszę byle jak,nie umiem,ale lubię i już ^^
Tym,którzy o mnie jeszcze nie zapomnieli,serdeczne dzięki <3333
Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia <33
-Wreszcie cie odnalazłem-ktoś chwycił mnie za nadgarstek
-Luke?Jak ty , jak mnie znalazłeś?-mimo starania,mój głos drżał...ze strachu
-Nie myślałaś,że mi uciekniesz chyba? Pogadamy potem,wsiadaj-wskazał na auto...Luke od pewnego czasu stał się rozpoznawalny i to bardzo...więc koło nas zebrał się spory tłum uczniów,no a mój eks zaczął poniżać mnie jeszcze bardziej-Crauford głucha żeś?! Wsiadaj...migiem,bo będziesz za mną jechać na rowerku
Twarda,ostra,mocna...takie określenia nazywały mnie,Kim...a teraz...wszystko jest inne,gorsze...muszę robić,co każe Benward (Luke)....czemu? Wyjaśnię,potem...
-Ej koleś wyluzuj-w mojej obronie stanął Jack
-Nie wtrącaj się,bo -spojrzał na mnie-Kimuś bo wiesz co?
Potaknęłam delikatnie głową...ludzie rozeszli się,bodajże uznali,że to prywatna sprawa,został Jack
-Luke oddaj mi go,błagam,zrobie wszystko ,tylko mi go oddaj-płakałam,pewnie zastanawiacie się kogo ma mi oddać...
-Zrobisz wszystko...hmm...okej-mrugnął do mnie i wsiadł do auta...odjechał
Otarłam łzy i spojrzałam na Jacka
-Coo? Jesteś taki sam...chłopacy zasrani...tylko jedno wam w głowie
-Co ma ci oddać?-Andersona chyba bardzo to zaciekawiło,bo olał moje dogryzki
-Syna,Jack...ma mi oddać moje dziecko-schowałam głowe w dłonie
-Masz dziecko ?!
-Słyszałeś,głuchy nie jesteś...ma 6 miesięcy,a nie widziałam mojego dzieciątka od 3 miechów,bo Luke mi je zabrał...ukrył,schował...jest chory na głowe,nie chce się leczyć...boję się ,że je skrzywdził...Jack pomóż mi-mój wyraz twarzy ,wołał o pomoc
-Kim,przykro mi,że cię to spotkało,na pewno wszystko się ułoży
-Zaraz,zaraz,nie pomożesz mi?
-To nie moja sprawa,zrozum
-Spieprzaj...Poradzę sobie sama...Proszę cię tylko o jedno...pomóż Elenie,nie bądź dupkiem-usłyszałam sygnał dzwoniącego telefonu -Hallo?-odebrałam
-Kim,jakiś facet podrzucił mi dziecko pod dom,mówiąc,że to twoje,o co chodzi?
-Oo Brody,kocham cię-nie umiałam ukryć zadowolenia-zaraz tam będę-Nie patrząc na Jacka rzuciłam-Podwieź mnie pod dom Brodego,chyba tyle możesz dla mnie zrobić?
-Mogę,wsiadaj-szepnął cicho,lecz wyraźnie...
No to na tyle...nadal nie jaram się już Kick'iem,ale uwielbiam pisać te rozdziały,dla samej siebie...bo bloga czyta mało osób...bardzo mało...komentuje jeszcze mniej...wiem,że piszę byle jak,nie umiem,ale lubię i już ^^
Tym,którzy o mnie jeszcze nie zapomnieli,serdeczne dzięki <3333
Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia <33
niedziela, 23 grudnia 2012
Christmas
Wesołego jajka - oj, to nie ta bajka!
Przepraszam, pomyłka, to miała być choinka!
Więc życzę prezentów, szczęśliwych momentów,
karpia smacznego i roku 2013 udanego!
Z okazji świąt bożego narodzenia,życzę Wam uśmiechu na twarzyczkach,weny do pisania bloga,abyście nigdy nie wątpiły w to,że jesteście wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju <33
Merry Christmas ;D
Przepraszam, pomyłka, to miała być choinka!
Więc życzę prezentów, szczęśliwych momentów,
karpia smacznego i roku 2013 udanego!
Z okazji świąt bożego narodzenia,życzę Wam uśmiechu na twarzyczkach,weny do pisania bloga,abyście nigdy nie wątpiły w to,że jesteście wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju <33
Merry Christmas ;D
niedziela, 16 grudnia 2012
Zawieszenie bloga
No więc zacznę od tego ,iż zawieszam bloga...możliwe,że na zawsze,ale wątpie...
Ps.Mam pytanie , czy mieliście kiedyś ściągane szwy? Jeśli tak,to czy to boli? Bo ja mam mieć ściągane we wtorek i boję sie strasznie :(
To na tyle <33
Czemu?
Bo mnie to nie jara...po prostu nie interesuje mnie już Kim,Jake\Olivia i Leo...może to tymczasowe,może nie...Sprostowanie
Nie zawieszam bloga, bo chcę,no nie wiem, zwiększyć wasze zainteresowanie tym co piszę...po prostu teraz mam erę na ,,Pamiętniki wampirów'' na Iana ,Ninę....no i z kopyta mnie nie kręci,możliwe,że to chwilowe (często tak mam...bo wiecie te hormony hahha)....Jeżeli do głowy przyjdzie mi pomysł na nowy rozdział to od razu napiszę go ;) Wiecie o co chodzi :DPs.Mam pytanie , czy mieliście kiedyś ściągane szwy? Jeśli tak,to czy to boli? Bo ja mam mieć ściągane we wtorek i boję sie strasznie :(
To na tyle <33
piątek, 14 grudnia 2012
24 rozdział
Odwróciłam się i ujrzałam Brodiego...poczułam jak do oczów napływają mi łzy...on,mój przyjaciel...mój umysł nie pojmował tego...Głośno przełknęłam śline i odezwałam się do Eleny
-On?Brody?-mój głos drżał
-Coo? Niee...jaki Brody?...Jack-odpowiedziała
No tak...za Brodym podążał Anderson...szedł pewnym krokiem słuchając muzyki
-Kim dostałaś się?-podszedł do mnie Brody
Nic się nie odezwałam,tylko zabójczym wzrokiem mierzyłam Jacka
-Kiiim? Hallo-szturchał mnie przyjaciel
-Zrobił jej dziecko
-Coo? Komu i kto?-Brody był oszołomiony
-Elenie-wskazałam na nowo poznaną koleżanke-Jaack
-Przesadził...-w oczach Brodiego widniał gniew-Jestem Brody-zwrócił się do skrzywdzonej dziewczyny
-Elena-uśmiechnęła się lekko-wy znacie Jacka?-spuściła wzrok
-I to jaak-odpowiedzieliśmy chórem
-Kiedyś ci opowiemy o tej znajomości-oznajmiłam oschle-zaraz wrócę-rzuciłam i pobiegłam w kierunku Andersona.
Zobaczyłam,że stoi koło szafki na książki i podrywał kolejną laskę...Przerwałam im
-Hej tatuśku-chcielibyście widzieć miny obojga,Jack zarumienił się,a jego ''koleżanka'' zdziwiona
-Możesz nas zostawić-Anderson zwrócił się do niej,a ona pokiwała głową i odeszła
-Chłopaku coś ty narobił?-zaczęłam kazanie- zniszczyłeś Elenie życie...i do cholery masz to w nosie! Nie spodziewałam się tego po tobie...Jack...nawet nie wiesz co ona przeżywa-spuściłam głowę-No powiedz coś,taki wygadany jesteś...
-Też miło cię widzieć Kim-uśmiechnął się kpiąco
-Jesteś jeszcze gorszy niż kiedyś-czułam się jakbym śniła,jakbym miała jakiś koszmar
-Dzięki tobie taki jestem
-Coo?Dzięki mnie?! Nie rozumiem?
-Wyznałem ci moje uczucia,a ty mnie olałaś...wyjechałaś...to teraz ja olewam te panny
-Mścisz się za mnie? Jack,to cios poniżej pasa...i żałuję,że wtedy opuściłam Seaford,gdybym mogła cofnąć czas to...
-Ale nie możesz...nara Kim-Jack odszedł w stronę klasy,no a ja stałam jak zamurowana...Elena płacze przeze mnie...te wszystkie dziewczyny są nieszczęśliwe przeze mnie...on je rani,a ja go...lubię...bardzo lubię...a ja tego drania kocham... Taki jest fakt...ukrywam to nawet przed samą sobą...
Po 1 godzinie byłam już po rozmowie z dyrektorem...dostałam się...nie byłam jednak szczęśliwa...
Dostałam sms od Brodego
Kim ,Elena źle się poczuła więc odwiozłem ją do domu...napisz o której mam po cb przyjechać? A i dostałaś się? :D
Moja odpowiedź była następująca:
Właśnie wyszłam od dyra,dostałam się ^^ i nie przyjeżdżaj po mnie,bo muszę coś jeszcze załatwić,wrócę atobusem ;)
Na korytarzu wypatrywałam Andersona...nigdzie go nie było...postanowiłam,że poczekam na niego przed szkołą...wyszłam przed budynek ,usiadłam na skrawku trawy i czekałam...musiałam z nim pogadać...wyznać mu to czego nikomu nie mówiłam...to dlaczego wróciłam....po prostu musiałam i już.
Po około 2 godzinach czekania Jack wyszedł ze szkoły ...
Bardzo jesteście źli,że przedstawiam Jacka jako takiego drania? Nie martwcie się...wszystko się wyjaśni...kiedyś ,heuheuheu :D
Proszę komentujcie rozdział,piszcie nawet te negatywy, bo jak widzę nowy komentarz to aż tańczyć mi się chce,haah <333 Pozdrawiam Was kochaaaaani :**
-On?Brody?-mój głos drżał
-Coo? Niee...jaki Brody?...Jack-odpowiedziała
No tak...za Brodym podążał Anderson...szedł pewnym krokiem słuchając muzyki
-Kim dostałaś się?-podszedł do mnie Brody
Nic się nie odezwałam,tylko zabójczym wzrokiem mierzyłam Jacka
-Kiiim? Hallo-szturchał mnie przyjaciel
-Zrobił jej dziecko
-Coo? Komu i kto?-Brody był oszołomiony
-Elenie-wskazałam na nowo poznaną koleżanke-Jaack
-Przesadził...-w oczach Brodiego widniał gniew-Jestem Brody-zwrócił się do skrzywdzonej dziewczyny
-Elena-uśmiechnęła się lekko-wy znacie Jacka?-spuściła wzrok
-I to jaak-odpowiedzieliśmy chórem
-Kiedyś ci opowiemy o tej znajomości-oznajmiłam oschle-zaraz wrócę-rzuciłam i pobiegłam w kierunku Andersona.
Zobaczyłam,że stoi koło szafki na książki i podrywał kolejną laskę...Przerwałam im
-Hej tatuśku-chcielibyście widzieć miny obojga,Jack zarumienił się,a jego ''koleżanka'' zdziwiona
-Możesz nas zostawić-Anderson zwrócił się do niej,a ona pokiwała głową i odeszła
-Chłopaku coś ty narobił?-zaczęłam kazanie- zniszczyłeś Elenie życie...i do cholery masz to w nosie! Nie spodziewałam się tego po tobie...Jack...nawet nie wiesz co ona przeżywa-spuściłam głowę-No powiedz coś,taki wygadany jesteś...
-Też miło cię widzieć Kim-uśmiechnął się kpiąco
-Jesteś jeszcze gorszy niż kiedyś-czułam się jakbym śniła,jakbym miała jakiś koszmar
-Dzięki tobie taki jestem
-Coo?Dzięki mnie?! Nie rozumiem?
-Wyznałem ci moje uczucia,a ty mnie olałaś...wyjechałaś...to teraz ja olewam te panny
-Mścisz się za mnie? Jack,to cios poniżej pasa...i żałuję,że wtedy opuściłam Seaford,gdybym mogła cofnąć czas to...
-Ale nie możesz...nara Kim-Jack odszedł w stronę klasy,no a ja stałam jak zamurowana...Elena płacze przeze mnie...te wszystkie dziewczyny są nieszczęśliwe przeze mnie...on je rani,a ja go...lubię...bardzo lubię...a ja tego drania kocham... Taki jest fakt...ukrywam to nawet przed samą sobą...
Po 1 godzinie byłam już po rozmowie z dyrektorem...dostałam się...nie byłam jednak szczęśliwa...
Dostałam sms od Brodego
Kim ,Elena źle się poczuła więc odwiozłem ją do domu...napisz o której mam po cb przyjechać? A i dostałaś się? :D
Moja odpowiedź była następująca:
Właśnie wyszłam od dyra,dostałam się ^^ i nie przyjeżdżaj po mnie,bo muszę coś jeszcze załatwić,wrócę atobusem ;)
Na korytarzu wypatrywałam Andersona...nigdzie go nie było...postanowiłam,że poczekam na niego przed szkołą...wyszłam przed budynek ,usiadłam na skrawku trawy i czekałam...musiałam z nim pogadać...wyznać mu to czego nikomu nie mówiłam...to dlaczego wróciłam....po prostu musiałam i już.
Po około 2 godzinach czekania Jack wyszedł ze szkoły ...
Bardzo jesteście źli,że przedstawiam Jacka jako takiego drania? Nie martwcie się...wszystko się wyjaśni...kiedyś ,heuheuheu :D
Proszę komentujcie rozdział,piszcie nawet te negatywy, bo jak widzę nowy komentarz to aż tańczyć mi się chce,haah <333 Pozdrawiam Was kochaaaaani :**
czwartek, 13 grudnia 2012
23 rozdział
Obudziłam się koło 5...to nawet zbyt wcześnie jak dla mnie,niestety nie potrafiłam zasnąć...czyżbym stresowałam się dzisiejszą wizytą w szkole...z dyrektorem umówiłam się na 8 30...studia , dziennikarstwo...ooo tak...to kocham...jeżeli dostanę się to będę na tym samym roczniku co Brody i Jack...
Wstałam,wzięłam prysznic i ubrałam to :
Włosy spięłam w warkocz...lekki makijaż...szybkie śniadanie...jestem gotowa.Usłyszałam dzwonek do drzwi,otwarłam
-Hej Brody-na mojej twarzy widniał uśmiech
-No heej...gotowa?
-tak ,jedziemy,czy stoimi?
-panie przodem-zachichotał Brody
-A dziękuję
Po chwili znajdowaliśmy się przed uczelnią...
-Myślisz,że mnie przyjmą?
-Craford ma wątpliwości? nie wierze...-Brodiego nie opuszczał dobry humor
-Weź przestań-walnęłam go w brzuch
-ałł...bolało...jasne,że cię przyjmą,nie ma innej opcji
Na te słowa uśmiechnęłam się
-To idę-wybiegłam z samochodu i po 2 minutach byłam przed gabinetem dyrektora...Już miałam wchodzić gdy usłyszałam płacz...pomknęłam tam gdzie słyszałam odgłosy ...zobaczyłam drobniutką o ciemnych włosach dziewczynę
Była śliczna...nawet ładniejsza ode mnie...i płakała...przypomniały mi się chwilę, gdy to ja ''wyłam''dniami i nocami i nikogo przy mnie nie było...Postanowiłam ją pocieszyć,booo Kim Croford również miewa odruchy ludzkie...
Ukucłam przy owej nastolatce :
-Czemu płaczesz?-mój głos był pełen wyrozumiałości
-Co cię to obchodzi?-jej głos nie był złośliwy,gniewny,był wypełniony żalem,smutkiem...
-W sumie to nic...chciałam tylko pomóc...tak wogóle jestem Kim-uśmiechnęłam się do niej
-Elena ,heej...przez kogo dziewczyna może płakać?-rzuciła z coraz milszym głosem
-Faceta? -tylko to przyszło mi do głowy
-Ahh...żeby tylko...zrobił mi dziecko,a teraz się wypiera...-znów płakała,a ja zaniemówiłam...żal mi jej
-A to świnia
-I ta świnia właśnie tu idzie-mówiła Elena
Odwróciłam się i ujrzałam....
Chciałam poinformować,że rozdzialiki są takie krótkie,bo klawiatura w lapku mi nie działa i piszę na ekranowej ...strasznie niewygodnie ;p W styczniu bd naprawione i nadrobię...rozdziały będą dłuuuugie,obiecuję <33 Dziękuję z góry za wyrozumiałość <33
Ps. Jak myślicie z kim Elena jest w ciąży? Hihihi :**
Next jutro <33
Wstałam,wzięłam prysznic i ubrałam to :
Włosy spięłam w warkocz...lekki makijaż...szybkie śniadanie...jestem gotowa.Usłyszałam dzwonek do drzwi,otwarłam
-Hej Brody-na mojej twarzy widniał uśmiech
-No heej...gotowa?
-tak ,jedziemy,czy stoimi?
-panie przodem-zachichotał Brody
-A dziękuję
Po chwili znajdowaliśmy się przed uczelnią...
-Myślisz,że mnie przyjmą?
-Craford ma wątpliwości? nie wierze...-Brodiego nie opuszczał dobry humor
-Weź przestań-walnęłam go w brzuch
-ałł...bolało...jasne,że cię przyjmą,nie ma innej opcji
Na te słowa uśmiechnęłam się
-To idę-wybiegłam z samochodu i po 2 minutach byłam przed gabinetem dyrektora...Już miałam wchodzić gdy usłyszałam płacz...pomknęłam tam gdzie słyszałam odgłosy ...zobaczyłam drobniutką o ciemnych włosach dziewczynę
Była śliczna...nawet ładniejsza ode mnie...i płakała...przypomniały mi się chwilę, gdy to ja ''wyłam''dniami i nocami i nikogo przy mnie nie było...Postanowiłam ją pocieszyć,booo Kim Croford również miewa odruchy ludzkie...
Ukucłam przy owej nastolatce :
-Czemu płaczesz?-mój głos był pełen wyrozumiałości
-Co cię to obchodzi?-jej głos nie był złośliwy,gniewny,był wypełniony żalem,smutkiem...
-W sumie to nic...chciałam tylko pomóc...tak wogóle jestem Kim-uśmiechnęłam się do niej
-Elena ,heej...przez kogo dziewczyna może płakać?-rzuciła z coraz milszym głosem
-Faceta? -tylko to przyszło mi do głowy
-Ahh...żeby tylko...zrobił mi dziecko,a teraz się wypiera...-znów płakała,a ja zaniemówiłam...żal mi jej
-A to świnia
-I ta świnia właśnie tu idzie-mówiła Elena
Odwróciłam się i ujrzałam....
Chciałam poinformować,że rozdzialiki są takie krótkie,bo klawiatura w lapku mi nie działa i piszę na ekranowej ...strasznie niewygodnie ;p W styczniu bd naprawione i nadrobię...rozdziały będą dłuuuugie,obiecuję <33 Dziękuję z góry za wyrozumiałość <33
Ps. Jak myślicie z kim Elena jest w ciąży? Hihihi :**
Next jutro <33
środa, 12 grudnia 2012
22 rozdział
2 lata po wyjeździe Kim z Seaford
Nic się nie zmieniło-pomyślałam zerkając na knajpkę w Seaford...jak mnie tu dawno nie było...2 lata...po tych rozmyśleniach,weszłam do owej knajpki i usiadłam przy jednym ze stoliku...przed sobą,a raczej w stoliku przede mną ujrzałam Andersona...nic się nie zmienił,no może troszkę zmężniał....Jack nie był sam...czule i namiętnie całował jakąś laskę w szyję...na początku chciałam się z nim przywitać,lecz po chwili przemyśleń uznałam,że nie będę mu przeszkadzać.
Spojrzałam na zegarek - powinien już być -szepnęłam sama do siebie.Czekałam na Brodego....przez czas mojej nieobecności w tymże miasteczku, tylko z nim utrzymywałam kontakt, no i trochę z Kelli, która przeprowadziła się do Kanady..
Zobaczyłam otwierające się drzwi, a w nich mojego przyjaciela
-Broody-pisnęłam i serdecznie go przywitałam
-Jesteś jeszcze piękniejsza niż przedtem-zaśmiał się Brody
-Ahh,się wie-usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy po szklance soku
-Czemu zrezygnowałaś z trasy?
-Opowiem ci o tym,ale nie teraz...to za świeża sprawa...-oznajmiłam
-Jak zwykle tajemnicza
-Eh...a co u niego ?- wskazałam niepewnie na Jacka,który nie przerwał nadal czynności całowania
-Nie pytaj...jest jeszcze większym dupkiem niż przedtem...-odpowiedział kpiąco
-To znaczy?
-Inna dziewczyna na każdą noc...a te dziunie to chyba kręci, bo piszą sobie grafik nawzajem,która i gdzie ten teges z Andersonem
-To okropne...przywitam się z nim...ciekawe jak aaraguje...zobacz-mrugnęłam do Brodiego
Wstałam od stolika i podeszłam do Jacka...para ,,zakochanych'' nie zwróciła nawet na mnie uwagi,postanowiłam,że przejde do bardziej konkretnych metod...Usiadłam brązowookiemu chłopakowa na kolana
-Teraz moja kolej- powiedziałam
-Nie rozdwoję się panienki- Jack nie spojrzał nawet na mnie...chyba mój głos pomylił mu się z głosem jakiejś jego ,,zdobyczy''
-Ee Jack...cześć-wstałam z jego kolan i uśmiechnęłam się
-Kiiim?-Jack zerwał się na równe nogi
-Chciałam się tylko przywitać,ale widzę , że Wam przeszkodziłam, więc przepraszam- mój głos był milutki i słychać w nim było skruchę...
Jack nie wiedział co mi powiedzieć
-To paaa- oznajmiłam i odeszłam od ich stolika...skierowałam się w stronę Brodego,który cicho się śmiał...objął mnie ramieniem i w tejże oto pozycji opuściliśmy pomieszczenie...
Rozdział dedykuję wszystkim ,którzy chociaż w małej skali lubią czytać te moje pierdoły <33
Dziękuję Claudii Howard za wsparcie emocjonalne<33 heuheuheu
Ludziska, a wy co chcecie dostać pod choinkę? Bo ja sama jeszcze nie wiem ...dziwna jestem ;p
Miłego dzionka Wam życzę <33
niedziela, 2 grudnia 2012
21 rozdział
No i stała się rzecz,jedna z najgorszych....Jack zaczął mnie namiętnie
całować...a ja wcale nie miałam ochoty przestać...
Jednak, oderwałam się no i pierwszą reakcją było spoliczkowanie Jacka
-Co ty sobie wyobrażasz!!
-Kim,wiem,że tego chciałaś...jesteś we mnie zakochana-i ten jego pewny wyraz twarzy...żałosne
-Zakochana? W tobie,powiadasz-szenęłam mu do ucha...mój głos był uwodzicielski-Czy gdybym naprawdę była w tobie zakochana,to rzucałabym wszystko i wyjeżdżała w siną dal z moim chłopakiem? ....Oj Jackuś,Jackuś
-Co ty pieprzysz?!
-Od wczoraj nie przeklinam-mrugnęłam do niego
-Gdzie wyjeżdżasz!?
-Na trasę koncertową,na trzy lata...coś jeszcze?
-Nic...-Jack wyszedł bardzo zdenerwowany...
Dotknęłam delikatnie swoich ust...świnia,z tego Jacka....ja coś do niego czuje? pfff,w życiu,to tak jakby powiedzieć,że pingwiny są ptakami,bo potrafią latać....bez sensu
Położyłam się koło 23...to był trudny dzień...Coraz częściej zaczęłam mieć wątpliwości,co do moich uczuć...coś w tych słowach Jacka prawdy jest....może faktycznie tylko wmawiam sobie miłość do Luka....a dajcie mi wszyscy spokój...pojutrze wyjeżdżam z Seaford...
2 dni później...po południu
Jestem już spakowana...gotowa...odjazd za 3 godziny...Wyszłam przed dom i zobaczyłam Kelli i Brodego
-Kim,nie wyjeżdżaj...-zaczęła Kelli
-Ale ja chce...Kelli nic mnie tu nie trzyma-spojrzałam kątem oka na Brodego...po chwili milczena ponownie się odezwałam...-No to do zobaczenia? Paa Wam
-Kiiim-Kelli przytuliła mnie i szybko uciekła...nigdy nie lubiła,płakać przy kimś...zostałam sama z Brodym
-Kim...będzie mi ciebie brakować-A ja mocno go przytuliłam...tak po przyjacielsku...
-Przepraszam za wszystko-wyszeptałam...
-Już jest okej-cmoknął mnie w czoło-Kim uważaj na siebie,no bo,jakby na to nie patrzeć,kocham cię,ale jak siostre
-Brody,ja ciebie też kocham,chyba już też jak brata-przytuliłam go jeszcze raz i weszłam do taxi...po chwili byłam już na lotnisku....bagaże były już w odpowiednim miejscu...wypatrywałam Luka...ale zamiast niego ujrzałam Jacka
-Kim nie jedź...nie pozwole rozumiesz?-Był pewny tego co mówi
Pocałowałam go bardzo mocno w usta i mówiłam cicho
-Wybacz mi za wszystko...może cię i kocham,może...ale i tak wylatuję,wylatuję z Lukiem...żegnaj Jack-I nawet nie czekając na jego reakcję pobiegłam w stronę samolotu...tam też był Luke...podczas wsiadania do owego środku transportu,zobaczyłam ,że mój telefon miga...oo sms...odczytałam:
Kim skoro tak chcesz...ja nie będę Cię gonił...powodzenia w życiu....Jack
Rozdział jest...starałam się,aby był w miarę ciekawy...nie wyszło...Tym bardziej,że nowy rozdzialik będzie za dłuuugooo...niestety,ale w czwartek mam operację na kolano ;(...Na dodatek w Mikołaja...trzymajcie za mnie kciuki :(
Dziękuję za wszystko <33
Jednak, oderwałam się no i pierwszą reakcją było spoliczkowanie Jacka
-Co ty sobie wyobrażasz!!
-Kim,wiem,że tego chciałaś...jesteś we mnie zakochana-i ten jego pewny wyraz twarzy...żałosne
-Zakochana? W tobie,powiadasz-szenęłam mu do ucha...mój głos był uwodzicielski-Czy gdybym naprawdę była w tobie zakochana,to rzucałabym wszystko i wyjeżdżała w siną dal z moim chłopakiem? ....Oj Jackuś,Jackuś
-Co ty pieprzysz?!
-Od wczoraj nie przeklinam-mrugnęłam do niego
-Gdzie wyjeżdżasz!?
-Na trasę koncertową,na trzy lata...coś jeszcze?
-Nic...-Jack wyszedł bardzo zdenerwowany...
Dotknęłam delikatnie swoich ust...świnia,z tego Jacka....ja coś do niego czuje? pfff,w życiu,to tak jakby powiedzieć,że pingwiny są ptakami,bo potrafią latać....bez sensu
Położyłam się koło 23...to był trudny dzień...Coraz częściej zaczęłam mieć wątpliwości,co do moich uczuć...coś w tych słowach Jacka prawdy jest....może faktycznie tylko wmawiam sobie miłość do Luka....a dajcie mi wszyscy spokój...pojutrze wyjeżdżam z Seaford...
2 dni później...po południu
Jestem już spakowana...gotowa...odjazd za 3 godziny...Wyszłam przed dom i zobaczyłam Kelli i Brodego
-Kim,nie wyjeżdżaj...-zaczęła Kelli
-Ale ja chce...Kelli nic mnie tu nie trzyma-spojrzałam kątem oka na Brodego...po chwili milczena ponownie się odezwałam...-No to do zobaczenia? Paa Wam
-Kiiim-Kelli przytuliła mnie i szybko uciekła...nigdy nie lubiła,płakać przy kimś...zostałam sama z Brodym
-Kim...będzie mi ciebie brakować-A ja mocno go przytuliłam...tak po przyjacielsku...
-Przepraszam za wszystko-wyszeptałam...
-Już jest okej-cmoknął mnie w czoło-Kim uważaj na siebie,no bo,jakby na to nie patrzeć,kocham cię,ale jak siostre
-Brody,ja ciebie też kocham,chyba już też jak brata-przytuliłam go jeszcze raz i weszłam do taxi...po chwili byłam już na lotnisku....bagaże były już w odpowiednim miejscu...wypatrywałam Luka...ale zamiast niego ujrzałam Jacka
-Kim nie jedź...nie pozwole rozumiesz?-Był pewny tego co mówi
Pocałowałam go bardzo mocno w usta i mówiłam cicho
-Wybacz mi za wszystko...może cię i kocham,może...ale i tak wylatuję,wylatuję z Lukiem...żegnaj Jack-I nawet nie czekając na jego reakcję pobiegłam w stronę samolotu...tam też był Luke...podczas wsiadania do owego środku transportu,zobaczyłam ,że mój telefon miga...oo sms...odczytałam:
Kim skoro tak chcesz...ja nie będę Cię gonił...powodzenia w życiu....Jack
Rozdział jest...starałam się,aby był w miarę ciekawy...nie wyszło...Tym bardziej,że nowy rozdzialik będzie za dłuuugooo...niestety,ale w czwartek mam operację na kolano ;(...Na dodatek w Mikołaja...trzymajcie za mnie kciuki :(
Dziękuję za wszystko <33
Subskrybuj:
Posty (Atom)