-Jack? Co ty tu robisz?
-Tak cholernie cię nienawidziłem,pragnąłem zemsty ,że nie zauważyłem ,jak bardzo cię kocham i chciałbym ...
-Ciii -moje delikatne dłonie dotknęły jego ,jakże męskiej twarzy -Nie mów nic,nie teraz-równocześnie,z owymi słowami wpiłam się w jego usta.Pocałunek,wyrażał więcej niż tysiąc słów.Dalszy przebieg zdarzeń można chyba sobie wyobrazić.
Po ,jakimś czasie, ,,jakiejś'' czynności leżeliśmy przytuleni do siebie,ciągle nie mogąc uwierzyć,że to się dzieje.Jednak nie była to sytacja,z której wszystko jest jasne.
-Czyli wybaczasz mi? -odezwał się ,Jack, swoim aksamitnym głosem
-Nie Jack.Ja się z tobą żegnam.
-że co? ?
-Słuchaj.Kocham cię,ale nie jesteś moją miłością.Byłeś nią,ale zaprzepaściłeś swoją szansę.-widziałam,że oczy mojego ,przyjaciela (?) ,robią się szkliste -Za dużo osób pośrednich wykorzystałeś,mszcząc się na mnie,a raczej za mnie.To zachowanie świadczyło tylko o tym,jak bardzo dziecinny jesteś.Mam dziecko,potrzebuję kogoś odpowiedzialnego.Jack,ja wierzę,że chcesz być lepszy ,wiem,że kiedyś zobaczę cię z ,,kimś'' ,z twoim dzieckiem i powiem ,,o kurczę,faktycznie się zmienił'' ,ale ja teraz ,nie mam czasu czekać na twoją przemianę...zrozum,nawet jakbym bardzo chciała,to nie mogę,ze względu na Jamesa.
-Było trzeba tak od razu -Jack zerwał się na proste nogi -Tak naprawdę,to chciałem iść TYLKO z tobą do łóżka.Ogólnie to mam cię w dupie-jego obojętny wzrok,zarówno wyrażający złość sprawiał ogromny ból
-Jack,wiem ,że to nieprawda...
-Kochasz tego lalusia,co? Tego Brodego?-spuściłam wzrok.Jack nie miał prawa,oceniać kogo kocham,a kogo nie.-No powiedz!!!
-Bo co? Albo w sumie odpowiem...tak kocham,kocham ,kocham,kocham Brodego ! Zadowolony? Kocham go,ale on nie kocha mnie...jest zajęty Eleną,pamiętasz? Czarna,szczupła,ładna...no tą,którą w dziecko wrobiłeś,kojarzysz? I wynoś się...Nie mam ochoty z tobą dyskutować...kocham cię,ale nie na tyle by z tobą być.
-Nara,pożałujesz... -Jack,ubrał się i wyszedł trzaskając drzwiami.Poczułam ulgę,czując ,że wreszcie wiem na czym stoję.Nawet nie wiedziałam,że zaraz nastanie w moim życiu ,,ciemność''.
Poszłam do pokoju małego,spał w najlepsze.Poprawiłam jego kołderkę i wyszłam z pokoju.Poczułam wibrujący telefon.Odebrałam
-Kkkiimm ,onn nie ,Kimm aaaa -głos Eleny był rozpaczliwy.Prawie nic nie rozumiałam.
-Elena spokojnie.Co się stało?
-Brody nie żyje.Zabił go Jack dźgając nożem ,na moich oczach ,Kiim i krzyczał ,że to zemsta na tobie...potem sam dźgną się nożem w serce.Umarł jak przyjechała karetka -Dziewczyna płakała,szlochała,mówiła jednak,dość wyraźnie.
Opuściłam telefon z rąk i stanęłam jak wryta. To nie może być prawda....